sobota, 22 lutego 2014

Prolog

Noc. Przyśpieszony oddech. Drżące dłonie całe we krwi. Jej krwi. Długie białe włosy zlepione szkarłatną cieczą. Przymknęła swoje zielone oczy i opierając się o drzewo ucisnęła ręką ranę na brzuchu. Zacisnęła zęby, żeby nie wydać z siebie najmniejszego nawet dźwięku. Gdyby ją usłyszała to byłoby po niej.
Nagle rozległ się za nią trzask łamanych gałęzi. Wyjrzała ostrożnie zza drzewa. Ta, która ją zraniła, stała kilka metrów od niej. Twarz miała całą we krwi, w ciemności widać było tylko jej sadystyczny uśmiech. Podniosła bladą rękę, w której trzymała nóż kuchenny. Ruszyła w kierunku białowłosej, która ze strachu i utraty sporej ilości krwi nie miała już sił uciekać.
Po ciągnącej się w nieskończoność chwili stanęła przed nią i wyszeptała:
- To już koniec.
Zmierzyła ją morderczym spojrzeniem i zamachnęła się.

~*~

I heard a knock upon my door the other day, I opened it to find death staring in my face – głośny dźwięk dzwoniącego telefonu wybudził Guren z koszmaru. Ręką wymacała komórkę leżącą na stoliku nocnym i odebrała.
- Halo? – wymamrotała zaspanym głosem.
- No serio, Matsumoto, dziś jedziemy nad jezioro, a ty o tej porze jeszcze śpisz? No byś się wstydziła – białowłosa usłyszała po drugiej stronie swoją przyjaciółkę, Kali Yasumi.
- Przepraszam, zapomniałam o tym cholernym budziku.
- Za dziesięć minut jestem u ciebie z chłopakami, lepiej się ogarnij, bo chyba nie chcesz, żeby Jellal zobaczył cię w takim stanie, prawda?
Te słowa podziałały na dziewczynę jak dopalacz. Rozłączyła się bez pożegnania i wyskoczyła z łóżka jak torpeda, wyciągając z szafek jakieś zupełnie przypadkowe rzeczy i pędząc do łazienki.
Nie wiadomo jakim cudem udało się jej umyć, ubrać i umalować zanim pojawili się jej przyjaciele. Wyszła z łazienki w momencie, kiedy zabrzmiał dzwonek do drzwi. Odetchnęła głęboko i poszła otworzyć. Do środka bezceremonialnie weszło pięć osób, nawet nie mówiąc słowa przywitania. Guren tylko westchnęła i poszła za nimi do salonu.
- Bez jaj, jedziemy tam tylko na tydzień, a ty ze sobą bierzesz dwie wielkie walizki?! – wykrzyknął Jellal, jej chłopak. – Nie myśl sobie, że będę to wszędzie za tobą nosił, nie ma nawet takiej opcji.
- A czy ja coś mówię? – powiedziała słodkim głosem i pocałowała go w policzek.
- Ja za to mam zajebiście – odezwał się Kellin, obejmujący Kali. – Moja dziewczyna jest wyrozumiała i bierze tylko jedną torbę.
- Biorę jedną, żeby siebie nie męczyć – mruknęła różowowłosa. – Przecież ty za cholerę byś mi nie pomógł, leserze.
- Dobra, skończcie deliberować, zabieramy się, bo reszta już pewnie na nas czeka – zakomenderował Hidan, brat Kali, biorąc jedną z walizek i kierując się ku wyjściu. Jellal popatrzył błagalnie na białowłosą, ona jednak nie zaszczyciła go najmniejszym spojrzeniem. Westchnąwszy, złapał za drugi bagaż i powędrował za Yasai.